Święta sręta, „the evolution of cro-magnon” – od kilku dni
zajmuje mnie głównie ta książka. Jeśli otarłeś się o punk rocka, powinieneś
mieć choćby mgliste pojęcie o czym mówię, jeśli nie to przypomnę. Jest to
autobiografia Johna Josepha, wokalisty Cro – Mags, jednej z najbardziej
wpływowych kapel na scenie hardcore/punk. John jest autorem kilku książek, coachem,
mówcą, maratończykiem, aktywistą wegańskim i mega pozytywną osobą. Przymierzałem
się do tej lektury chyba od roku, ale zawsze jakoś nie było na tyle motywacji,
żeby to odnaleźć w sieci i zamówić. Wydało to PUNKHOuse także w zwykłej
księgarni w PL nie do dostania. Na szczęście jest coś takiego jak Zatruta Krew.
Filip sprowadza sporo ciekawych papierów z zagranicy a do tego cały dochód ze
sprzedaży zasila trójmiejskie schronisko dla zwierząt. W tym roku m.in. u niego
zrobiłem zakupy świąteczne i przy okazji wziąłem „the evolution…”.
Moja młodość nie należała do różowych i myślałem, że wiem co
to znaczy patola w domu, alkoholizm, dysfunkcyjna rodzina, ogólnie dół, brak
perspektyw itp. Przeczytałem na razie
150 stron z 300 i już wiem, że moje dorastanie to była jedna wielka sielanka :)
To co przeżył ten typ to absolutne piekło. W skrócie: zaczyna
się dość lajtowo, ojciec regularnie napierdala (inaczej chyba nie można tego
nazwać) matkę prawie do nieprzytomności. W końcu matka ucieka z trójką synów do
jakiejś malutkiej rudery, przesadza z antydepresantami i innymi znieczulaczami,
traci kontakt z rzeczywistością i zaniedbuje dzieciaki. W końcu trójka trafia
do sierocińca, a następnie do rodziny zastępczej, która przez kilka lat je
głodzi, traktuje jak tanią siłę roboczą i pobiera na nią co miesiąc zasiłek, aby
polepszyć wyłącznie swój standard życia. A, jest też molestowanie seksualne. Młody John w
końcu ląduje na ulicy Nowego Yorku, który w latach 70 tych i 80 tych raczej nie
należał do najbezpieczniejszych miejsc. Bezdomność, ćpanie kleju i eksperymenty
z wszelakimi używkami, bójki, włamania, dilerka, notoryczne ocieranie się o
śmierć. A to tylko zajawka tego co można tam wyczytać. Nie słyszałem nigdy
wcześniej o takim nagromadzeniu patologii w życiu jednej osoby! Wszystko
opowiedziane z dużym dystansem i jajem, ale jest wiele momentów, które chwytają
za gardło i ciężko się nie wzruszyć. Jeszcze nie doczytałem, ale śmiało mogę
powiedzieć, że książka to absolutny must have dla kogoś kto się jara punkiem i Nowym
Yorkiem przełomu lat 70/80tych albo kogoś zainteresowanego studium wykluczenia.
W międzyczasie coś pogotowałem. Mój pierwszy makowiec
wyszedł całkiem ok. Przepis wziąłem od I can't believe its vegan:
1/4 kostki drożdży (25g)
0,5 szkl cukru
2/3 szkl mleka
3 szkl mąki
1/4 szkl oleju
2 łyżki mąki ziemniaczanej plus kilka łyżek wody
ok 750g masy makowej (duża puszka)
W lekko ciepłym mleku rozpuścić drożdże i cukier. Odstawić na 10min. Mąkę ziemniaczaną rozdrabnić z zimną wodą i dodać do drożdży. Do tego dosypujemy mąkę i olej -> wyrabiamy. Zostawić do wyrośnięcia na ok. 20 min, później rozwałkować, dać na to masę makową (5cm od brzegu trzeba zostawić wolne miejsce, żeby nic nie wypłynęło). Zawinąć na wierzchu ciasto, posmarowac olejem. Piec 45 min w 180 stopniach.
0,5 szkl cukru
2/3 szkl mleka
3 szkl mąki
1/4 szkl oleju
2 łyżki mąki ziemniaczanej plus kilka łyżek wody
ok 750g masy makowej (duża puszka)
W lekko ciepłym mleku rozpuścić drożdże i cukier. Odstawić na 10min. Mąkę ziemniaczaną rozdrabnić z zimną wodą i dodać do drożdży. Do tego dosypujemy mąkę i olej -> wyrabiamy. Zostawić do wyrośnięcia na ok. 20 min, później rozwałkować, dać na to masę makową (5cm od brzegu trzeba zostawić wolne miejsce, żeby nic nie wypłynęło). Zawinąć na wierzchu ciasto, posmarowac olejem. Piec 45 min w 180 stopniach.
Moja dziewczyna mi od jakiegoś czasu wbija do głowy, że
ciasto drożdżowe najlepiej wstawić do nienagrzanego piekarnika. Wtedy najlepiej
rośnie. Taka ciekawostka.
Po wyjęciu z piekarnika, ostygnięciu i polukrowaniu, wygląda to tak:
Udało mi się też m.in. zrobić pierogi ruskie (przepis tutaj):
Sałatkę jarzynową z własnej roboty majonezem :
Jakiś czas temu odwiedziłem po raz kolejny restaurację Avocado w Gdańsku. Polecam te miejsce, bardzo smaczne i świeże wegańskie żarcie, za każdym razem jestem zachwycony. Ostatnio jadłem coś takiego:
Na metro politechnika w Warszawie otworzył się nowy Loving Hut, jest poszerzone menu, też nie potrafiłem sobie odmówić wizyty :)
Wszystkim tym, którzy trafią na ten wpis życzę spokojnych świąt, prawdziwego pokoju szalom, który wierzę, że może przyjść tylko z głębokiej relacji z Jeszua Mesjaszem oraz przełomów w 2014!
Słuchajcie Cro - Mags ! :)